Aby więc znaleźć punkt na planecie naprzeciwko tego, należy zmienić znak szerokości geograficznej i odjąć długość geograficzną od 180, a także zmienić znak. Istnieją nawet specjalne strony, które pokażą Ci, gdzie teoretycznie trafisz.
Ale co będzie w rzeczywistości…
…większość lądu jest rzutowana przez środek Ziemi na powierzchnię wody. Bardzo mała część Ziemi jest rzutowana z powrotem na ląd. Na mapie jest on zaznaczony kolorem czarnym.
Jest kilka ciekawych zbiegów okoliczności. Na przykład prawie wszyscy mieszkańcy Argentyny i Chile wykopią tunel do Chin lub Mongolii, a mieszkańcy Portugalii do Nowej Zelandii. W Rosji w pobliżu Bajkału znajduje się również małe terytorium, którego tunel zaprowadzi Cię na Falklandy
Kolejne logiczne pytanie: co się stanie, jeśli do tego tunelu zacznie napływać woda z Oceanu Światowego?
Czy się zaleje i zaleje wszystko dookoła? Nie, nawet jeśli dla uproszczenia założymy, że temperatura w środku tunelu będzie równa temperaturze pokojowej, woda zacznie wlewać się i opadać z przyspieszeniem.
Jeśli tunel jest wystarczająco szeroki, to zgodnie z zasadą naczyń połączonych, przy tym samym ciśnieniu, poziom wody będzie taki sam, w naszym przypadku R1 = R2. Ponieważ prawie cały ląd leży nad poziomem oceanów świata, tunel wypełniony wodą będzie prawie jak studnia bez dna. Ale tunel najprawdopodobniej będzie za wąski i woda nie dotrze nawet do środka. Zostanie wyciśnięty pod ogromnym ciśnieniem.
Co się stanie, jeśli wskoczysz do tego tunelu?
Dla zabawy załóżmy, że tunel jest w całości solidny (przez stopiony rdzeń przechodzi nietopliwa rura) i że jesteś niewrażliwy ani na temperaturę, ani na ciśnienie. W przeciwnym razie wszystko zakończy się na głębokości kilkudziesięciu kilometrów
Przyspieszysz. Nieco później siła Coriolisa dociśnie Cię do ściany, a Ty będziesz się po niej ślizgał jak po wzgórzu. Z powodu tarcia nigdy nie dotrzecie na drugą stronę planety. Aby temu zapobiec, tunel należy wywiercić albo od bieguna do bieguna, albo po krzywoliniowo – otrzymasz łuk, przez który w żaden sposób nie będziesz mógł dostać się do dokładnie przeciwnego punktu planety.
Jeśli tunel ma odpowiednią krzywiznę, to wpadniesz do niego z normalnym (początkowo) przyspieszeniem i doświadczysz całkowitej nieważkości. Tymczasem przyspieszenie będzie stopniowo słabnąć i lecąc w punkcie maksymalnej odległości od środka Ziemi, będziesz miał prędkość około 7 km/s.
Jeśli tunel biegnie wzdłuż osi planety i jest prosty, to maksymalna prędkość będzie dokładnie równa pierwszej prędkości kosmicznej dla punktu, od którego zacząłeś spadać. Po przekroczeniu tego punktu przyspieszenie staje się ujemne i zwalniasz coraz aktywniej (wciąż odczuwając całkowitą nieważkość. Wreszcie prędkość zanika dokładnie na wyjściu z tunelu. W ciągu jednej sekundy możesz kontemplować australijski krajobraz i szybko machać ręką rękę, po czym zaczynasz spadać do tyłu i tak dalej – latasz tam i z powrotem bez końca.
Jeśli tunel nie leży wzdłuż osi Ziemi i dlatego ma kształt łuku, to do lotu powrotnego potrzebny będzie drugi tunel – z zakrętem w drugą stronę. Naturalnie ten drugi tunel nie będzie już prowadził Cię do punktu startu, więc w przypadku niekończących się lotów tam i z powrotem będziesz musiał przekopać całą planetę tunelami, które być może nigdy nie będą w stanie zamknąć się z powrotem na swoim początku. To trzeba obliczyć.
Cóż, jeśli w tunelu nadal pozostanie powietrze, to będziesz mógł rozpędzić się maksymalnie do 200 km/h i oczywiście Twoja bezwładność nie wystarczy, aby dotrzeć na drugą stronę planety. Będziesz kołysał się kilka razy na dużych głębokościach i zatrzymasz się w pobliżu środka w stanie nieważkości. Finita!
Czasopismo naukowe American Journal of Physics (AJP) uznało za konieczne opublikowanie artykułu Alexandra Klotza, absolwenta McGill University w Montrealu w Kanadzie, w którym obliczył, ile minut zajmie przelot przez Ziemię.
Mówimy oczywiście o hipotetycznej podróży przez studnię tunelową, która rozpoczyna się na przykład w Londynie, przechodzi przez środek planety i kończy się po drugiej stronie. Gdyby taka studnia tunelowa faktycznie istniała, wówczas jej wyjście znajdowałoby się na wyspie Antypody, położonej niedaleko Nowej Zelandii. Jest naprzeciwko Londynu, w kierunku prostopadłym.
Jeśli wierzyć wcześniejszym wyliczeniom dokonanym jeszcze w ubiegłym stuleciu, osoba, która wskoczyła do studni w Londynie, wyleciałaby z niej na Antypodach w 42 minuty i 12 sekund. A według Klotza okazało się, że skoczek będzie na wyjściu za 38 minut i 11 sekund.
Jak wyjaśnił absolwent, poprzedni badacze nie wzięli pod uwagę faktu, że gęstość Ziemi zmienia się wraz z głębokością – przyjmowali pewną wartość średnią. W głębinach – zwłaszcza w rejonie metalowego rdzenia – planeta jest znacznie gęstsza. Grawitacja jest tam silniejsza. W związku z tym przyspieszenie wytworzone pod wpływem sił grawitacyjnych jest większe.
Klotz dokonał poprawek, wykorzystując dane dotyczące gęstości podłoża na różnych głębokościach, uzyskane niedawno podczas sondowań sejsmicznych. I ustalił: skoczek poleci do środka Ziemi szybciej, niż wcześniej sądzono. Przeleci z prędkością 29 tysięcy kilometrów na godzinę. Potem zacznie zwalniać, zbliżając się do wyjścia. Ale ostatecznie i tak dotrze na wyspę Antypody szybciej – prawie 4 minuty.
Wyspa Antypodów to największa z grupy Wysp Antypodów położona niedaleko Nowej Zelandii. To właśnie tam wyleci podróżny wyruszający z Londynu.