Pierwszy automat do sprzedaży mocnego alkoholu


Wyobraź sobie, że pewien pracowity robotnik w Londynie w pierwszej połowie XVIII wieku podchodzi do zamkniętych drzwi z płaskorzeźbą kota, puka w nie i pyta: „Kocie, masz gin?” Jeśli odpowiedź brzmi „Miau”, wrzuca kotu 2 pensy do pyska, a pod rurkę wystającą z łapy kota stawia kubek i czeka, aż gin wypłynie.

Czy rzeczywiście poziom technologii w Wielkiej Brytanii w 1736 roku był tak wysoki, że umożliwił rozpoczęcie produkcji takich maszyn? Oczywiście nie. Wszystkie manipulacje zostały wykonane nie przez automat, ale przez żywą osobę za drzwiami.

Jaki jest zatem sens tego działania?

Rzecz w tym, że w 1736 r. w ramach zapowiadanej akcji „walki z pijaństwem” cena pozwolenia na sprzedaż mocnego alkoholu gwałtownie wzrosła – zaczęła kosztować 50 funtów. Dla porównania krowę można było kupić za 5 funtów, a miesięczny zarobek (dochód) doświadczonego rzemieślnika w kopalni fabrycznej, podobnie jak przeciętny właściciel sklepu handlowego, wynosił zaledwie 3 funty miesięcznie.

Inaczej mówiąc, wykupienie licencji na sprzedaż mocnego alkoholu stało się bardzo, bardzo drogie. Oczywiście handlarze zaczęli potajemnie sprzedawać alkohol spod lady. Osoby takie jednak szybko łapano, gdyż gdy tylko informator zgłosił fakt sprzedaży alkoholu, sprzedawcy groziła wysoka kara, a informatorowi znaczną zapłatę pieniężną.

To wtedy emerytowany żołnierz, kapitan Dudley Bradstreet, wymyślił swój „karabin maszynowy”. Faktem jest, że fakt sprzedaży alkoholu przez sprzedawcę musi zostać potwierdzony przez naocznego świadka. Ale w przypadku „karabinu maszynowego” nikt nie widział ani nawet nie słyszał sprzedawcy! Po konsultacji ze znajomym prawnikiem wynajął w swoim domu mały pokój przechodni z wyjściem na ulicę i… zaczął sprzedawać gin za pośrednictwem „automatu”. W pierwszych dniach ludzi było tak dużo, że okoliczni mieszkańcy musieli przeciskać się przez tłum chorych.

Próby włamań władz do prywatnych posesji zostały udaremnione przez prawnika, który w międzyczasie z łatwością wygrał dwa procesy w obronie „karabinu maszynowego”. Nie ma świadków faktu sprzedaży – nie ma sprzedaży, jest to po prostu korzystna dla obu stron uczciwa wymiana. Klient po prostu wpłaca pieniądze i otrzymuje kieliszek ginu. Ale nie ma faktu sprzedaży jako transakcji handlowej! Skoro w Wielkiej Brytanii obowiązuje orzecznictwo – chodźmy, handlarze odczuli korzyści i takie „maszyny Bradstreeta” pojawiały się wszędzie jak grzyby po deszczu, a sprzedaż alkoholu ostatecznie znacząco wzrosła.

Kapitan Dudley z dumą napisał później w swoich pamiętnikach, że już w pierwszym miesiącu pracy „maszyny” uzyskał dochód netto w wysokości 22 funtów!

Rate article
Internetowy agregator faktów!